środa, 1 marca 2017

Tylko tyle, a może aż tyle...

Siedzę w kuchni, od czasu do czasu sięgam po kawę i czuję, jak małe łyki powoli energetyzują me ciało. Jestem dziś zespolona z aurą za oknem. W Rzeszowie mży, nie jest ani zimno, ani ciepło, ale z pewnością jest leniwie. Na sofie bezkarnie panoszy się ciepły koc, pod który co jakiś czas wskakuję. Myślami wchodzę w przestrzeń, która od jakiegoś czasu mi towarzyszy. Nazywa się różnie, w zależności od dnia: przestrzeń hibernacji, wycofania, nic-nierobienia, nagości. Przejawia się minimalnym zaangażowaniem w sprawy zewnętrzne*. I jest to w porządku, tak mi bowiem na ten moment w duszy gra. Od czasu do czasu włącza się "ruganie", że może bym coś opublikowała, wypromowała, wykazała się, itepe, itede. Ja jednak płynę za sobą, a może bardziej wraz z sobą i robię tak, jak czuję. 

Około miesiąc temu prowadziłam warsztaty w przedszkolu w Bogatyni. Tym chciałabym się podzielić. Były to pierwsze warsztaty, podczas których największa radość płynęła z faktu współtworzenia z innymi kobietami. Nie było tam zbyt dużo gadania, rozkminiania, analizowania, plotkowania. Był czysty proces tworzenia i budowania epizodycznej wspólnoty poprzez rękodzielnictwo. 

Kolejna rzecz, za którą jestem wdzięczna to zdanie, usłyszane od koleżanki "... to nie otoczenie ma być gotowe, ale ty." Sprawa dotyczyła karmienia piersią i tego, jak się z tym czuję. Choć dla niektórych zdanie to, może być jak "drzwi wyważane na oścież", dla mnie jest niesamowicie odkrywcze i od tej pory sprawdzam/odczuwam w sobie, czy jestem gotowa na wszystko, co do mnie przychodzi (w postaci doświadczeń, porad, okazji, etc.).

Wdzięczność też płynie z malowania akwarelami. Zabierałam się za to 3 lata (!). Najzwyczajniej w świecie miałam pietra, że nie będę potrafiła. Liznął mnie lęk przed nieznanym. Pierwsze malunki szły jak przysłowiowa "krew z nosa". Chciałam stworzyć coś na przyzwoitą estetycznie miarę, a wychodziły jakieś "kośluny". Zniechęcenie sięgało zenitu. Wciąż podpatrywałam jak robią to inni (na youtube) i rodziła się frustracja, że ja tak nie umiem. Któregoś wieczoru usiadłam z pustą głową i wolnym (od youtubowych filmików) okiem i zaczęłam malować. Sprawiło mi to dziecięcą frajdę. Coś jest w tych akwarelach, co nazywam bezstresowym "ciapu-ciapu".

Tylko tym (a może aż tym) dzielę się dziś ze światem.









środa, 14 grudnia 2016

Jaka jest Twoja dominująca, negatywna emocja?

Kiedy byłam w ciąży, otrzymałam w prezencie książkę dr Shefali Tsbary pt.: "Świadomi Rodzicie". Autorka często w niej podkreśla, że dzieci są naszymi nauczycielami. Mój odbiór tego stwierdzenia, na tamten moment, był zupełnie inny, aniżeli teraz. Wówczas wydawało mi się, że dzieci są mędrcami, które lukną na człowieka, podrapią się po głowie i wyłapią, co owy człek ma do uzdrowienia/przerobienia. Dziś z kolei czuję, że jest nieco inaczej (przynajmniej w moim odbiorze i w mojej sytuacji). Myślę, że dzieci odbierają nasze wibracje, a może nawet wibrują tym, czym wibrujemy my. Jakiś czas temu zaobserwowałam, że mój synek boi się pewnych, dziecięcych wyzwań. Nie chce zjechać sam ze ślizgawki, potrzebuje asekuracji i towarzystwa w innych dziecięcych igraszkach. Któregoś dnia obserwowałam jego zachowanie i zapytałam sama siebie z czego to wynika. Wydawało mi się bowiem, że jestem mamą, która zachęca go do samodzielności, do próbowania nowości, etc. Zadałam to pytanie i nie czekając na odpowiedź zaangażowałam się w swoje codzienne czynności. Po jakimś czasie, kiedy mój synek miał drzemkę, a ja byłam w swojej ciszy usłyszałam wewnętrzny głos, a raczej pytanie: jaka jest twoja dominująca, negatywna emocja? Odpowiedziałam bez wahania: - lęk. Tak było odkąd pamiętam. Najstarsze wspomnienie dotyczyło zastraszania mnie (przez dorosłych) w celu osiągnięcia pożądanego przez nich zachowania (czyt. bycia grzeczną). W momencie, kiedy okazywałam swój strach, wyśmiewano mnie (że taka duża, a boi się takich dupereli), a ja nie miałam szansy na dokończenie lękowego procesu. W ten sposób, w moim systemie nerwowym, zamrażała się skumulowana energia strachu. Od czasu do czasu uaktywniała się w postaci ataków paniki,  ja znów nie pozwalałam na dopełnienie tego doświadczenia, bo po prostu się bałam. Takie zamknięte koło. Na szczęście trafiłam na odpowiednie książki, ludzi, zdarzenia. Miałam szansę przeżyć swój ból raz jeszcze, przetransformować go i uwolnić, w sposób świadomy. Niemniej jednak, widocznie w moim polu została jeszcze pamięć lęku. O czym pokazało mi moje dziecko. Zrobiłam więc intuicyjny rytuał pożegnania mojej dominującej, negatywnej emocji. Na razie nie widzę fajerwerków i diametralnej różnicy w zachowaniu synka, ale czuję, że coś puściło. A jaka jest Twoja dominująca, negatywna emocja? I pytanie jeszcze ważniejsze: - czy jesteś gotów/gotowa ją uwolnić?


poniedziałek, 12 grudnia 2016

Na ślub.

Kochani, nie wykonuję już "papierowych" zleceń. Zamieściłam te fotki, ponieważ jeśli ktoś z Was chciałby, papierowe cudeńka ze mną stworzyć lub nauczyć się, jak je robić, to zapraszam na kreatywne spotkanie (grupowe lub indywidualne - u mnie w domu). :)



















Album 3D.

Kochani, nie wykonuję już "papierowych" zleceń. Zamieściłam te fotki, ponieważ jeśli ktoś z Was chciałby, papierowe cudeńka ze mną stworzyć lub nauczyć się, jak je robić, to zapraszam na kreatywne spotkanie (grupowe lub indywidualne - u mnie w domu). :)






Zaproszenie na sesję fotograficzną

Kochani, nie wykonuję już "papierowych" zleceń. Zamieściłam te fotki, ponieważ jeśli ktoś z Was chciałby, papierowe cudeńka ze mną stworzyć lub nauczyć się, jak je robić, to zapraszam na kreatywne spotkanie (grupowe lub indywidualne - u mnie w domu). :)